
Na początku było korpo…
Myślę, że historia ta ma swoje początki już w październiku 2015r. Wtedy na dobre zrozumiałam, że jestem już bardzo mocno zmęczona moją pracą w korporacji i czułam się coraz bardziej wypalona. Intensywnie myślałam o tym, co tak naprawdę chcę w życiu robić i jak mogę się przebranżowić. Chodziłam więc na różne eventy, jak np. Absolvent Talent Days. Dały mi one wiele motywacji, dzięki której mogłam zacząć robić w życiu to co lubię. Od grudnia miałam możliwość w praktyce sprawdzić, czy droga którą wybrałam, czyli marketing, jest tą właściwą. W lutym 2016 byłam już tego pewna i rozstałam się z korporacją.
Poszukiwania nowej pracy
Praca w marketingu, którą miałam, nie była pełnoetatowym zajęciem, dlatego szukałam czegoś stałego. 2 dni po odejściu z korpo, byłam na dość popularnym w marketingowym świecie evencie – Czwartku Social Media. Po prezentacji Martyny Tarnawskiej, na temat social mediów w personal brandingu, zdałam sobie sprawę, że przecież to moja ulubiona forma brandingu i warto to wykorzystać. Tym bardziej że Socjomania, z którą związana jest m.in. Martyna, szukała kogoś na wymarzone przeze mnie stanowisko. Jakby tego wszystkiego było mało, ogłoszenie o pracę było napisane w taki sposób, że nie mogłam się nie zakochać. Były zatem dwa powody, dla których postanowiłam się tam zgłosić w niestandardowy sposób. Po pierwsze, na wyjątkowe ogłoszenie trzeba odpowiedzieć w wyjątkowy sposób. A po drugie, wiedziałam, że moja wiedza i doświadczenie są dość ubogie w stosunku do wymagań oraz poziomu innych kandydatów, dlatego trzeba było czymś to nadrobić.
Planowanie akcji
Jak to często z kreacją bywa – ostateczny wygląd akcji kompletnie różnił się od pierwotnego pomysłu i inspiracji. Początkowo miał być to film na Vine, inspirowanym casem DawnSiff, o którym już wcześniej wspominałam. Ostatecznie postanowiłam wykorzystać Instagram i to, że zdjęcia na profilu będące koło siebie układają się w kolaż. Jednocześnie od początku bardzo chciałam wykorzystać motyw jednej z literek z napisu Socjomania, które trzymane są przez zespół (patrz grafika początkowa notatki z ogłoszeniem o pracę na stanowisko, na które kandydowałam). Tym bardziej że Szymon Lisowski trzymał dwie literki. Dlatego dobroczynnie postanowiłam go odciążyć 😉
Pół dnia pozowałam więc do zdjęć, na których pokazywałam, że literka “i” pasuje mi z każdej strony.
Hashtag, który przygotowałam z tej okazji i który miał wyróżniać moje zdjęcia to #chcebycliterkai. Jednak na tym nie mógł zakończyć się etap planowania. Socjomania nie miała jeszcze wtedy profilu na Instagramie więc nie mogłam ich oznaczyć. Mogłam jedynie użyć #Socjomania i mieć nadzieję, że to wyłapią. W celu zwiększenia prawdopodobieństwa dotarcia do firmy postanowiłam zmienić także zdjęcie profilowe na Facebooku i tam ich otagować. Mimo to bałam się, że przeoczą moją aktywność, a mail gdzieś zaginie. Dlatego plan B obejmował przeniesienie akcji do offline’u. Jednym z przykładów pomysłów awaryjnych było stworzenie pocztówki z kolażem i dostarczenie do biura firmy. Inny plan to zakup balonika z helem, na którym narysowana zostałaby literka “i”, przypięcie do niego bilecika z kodem QR kierującym na mój Instagram, a następnie przywiązanie balonika do klamki w drzwiach biura Socjomanii. Prawdę mówiąc, o pomysłach na plany awaryjne mogłabym napisać osobny post więc już zakończę ten temat, by nie rozmywać wątku 😉
Harmonogram publikacji
Na początku skupiłam się na planie A i stworzyłam harmonogram publikacji zdjęć, który wyglądał tak:
9:10 – drugie zdjęcie na Instagram
9:20 – trzecie zdjęcie na Instagram
9:25 – zmiana zdjęcia profilowego na Facebooku
9:30 – czwarte zdjęcie na Instagram
9:40 – piąte zdjęcie na Instagram
9:50 – szóste zdjęcie na Instagram
10:00 – mail z moją aplikacją na adres wskazany w ogłoszeniu oraz screenem zdjęć z Instagrama
Godzina zero
Szybko okazało się, że plan B nie będzie konieczny, bowiem Socjomania „live” monitoruje sieć i ważne dla nich słowa kluczowe, dlatego już po trzecim zdjęciu Bartek Rak, który zajmował się tą rekrutacją, skomentował zdjęcie. Choć dalej ręce trzęsły mi się ze stresu, to odetchnęłam z ulgą i poczułam wdzięczność do Brand24 (narzędzie do monitoringu sieci), że istnieją! 🙂 Jednak wiedziałam, że jestem dopiero w połowie akcji, dlatego postanowiłam potrzymać jeszcze trochę Socjomanię w niepewności i zgodnie z planem wysłać mail o godzinie 10. Czułam się wtedy dużo spokojniejsza, bo wiedziałam że mój mail nie jest anonimowy i w Socjomani już się go spodziewają, czyli nie przepadnie. Ponadto zrobiłam już pierwsze wrażenie więc dokumenty aplikacyjne były tylko dopełnieniem.
Happy end
Pewnie myślisz, że zostałam zatrudniona. No niestety, muszę Cię wyprowadzić z błędu, ale i tak uważam, że zakończenie było szczęśliwe. Od początku czułam, że moje doświadczenie jest za małe, a wykształcenia w tym kierunku w zasadzie nie miałam. Mimo to dostałam do przygotowania zadanie testowe i zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną (swoją drogą chyba najlepszą w moim życiu!). Gdyby nie akcja z literką “i”, moja aplikacja zostałaby zapewne odrzucona zaraz po przeczytaniu maila więc tak, uważam to za sukces. Jednocześnie ta akcja dała mi dużo śmiałości, której wtedy mi brakowało, a której bardzo potrzebowałam. Ta śmiałość i wiara w to, że to co robię, może się udać, została ze mną aż do teraz. To dzięki niej zdecydowałam się prowadzić ten blog i podjęłam wiele innych odważnych i jednocześnie ważnych decyzji.
Początkowo miało to być zwykłe case study, jednak emocje sprzed roku wróciły i dla mnie ten wpis ma dodatkowy pierwiastek, który być może dało się wyczuć 😉 Mimo to wierzę, że ten wpis zainspiruje Cię do zmian w życiu, jeśli to co robisz nie sprawia Ci satysfakcji, do działania nieszablonowego, do stawiania sobie indywidualnych celów. Słowo „sukces” ma interpretację zależną od czasu i osoby, której dotyczy. Daj znać w komentarzach czy masz jakieś pomysły na zmiany u siebie i czy coś w tej historii Cię zainspirowało.